blog Chmurki eu – Jak zostać pilotem samolotu?

Jak wygląda rekrutacja w Ryanair + case study (część 2/2)

Rekrutacja Ryanair to moje pierwsze doświadczenie z dużymi liniami lotniczymi. Po złożeniu dokumentów i pozytywnej weryfikacji na etapie „online assessmentu”, przyszedł czas na najważniejszy etap selekcji. Odbywa się ona w siedzibie firmy, w Swords na przedmieściach Dublina.

Jeżeli ominęła Cię pierwsza część tekstu, to na początek mocno polecam zapoznać się z nią, a dopiero po tym wrócić do tego artykułu 🙂 Znajdziesz go klikając tutaj.

Dzień przed

Do Dublina przyleciałem dzień wcześniej. Zabukowałem hotel (Premier Inn) w pobliżu siedziby firmy, dosłownie pięć minut spacerem od budynku do budynku.

Na przeciwko jest też duże centrum handlowe. W razie gdybyśmy czegokolwiek zapomnieli, zapewne będzie można uzupełnić braki, np. kupując ładowarkę do telefonu z brytyjską wtyczką 🙂

Korzystając z dobrej pogody i wolnej chwili, poszedłem na zakupy do pobliskiego Lidla, ale celem nr 1 był rekonesans by wiedzieć jak trafić do siedziby „Ryana” następnego dnia.

jak_wygląda_rekrutacja_w_ryanair
Krótki rekonesans i selfiaczek w trakcie rozpoznania pola bitwy 😉 fot. chmurki.eu

Dzień akcji 🙂

Finałowy etap rekrutacji trwa jeden dzień, zaczynamy o 9:00 i powinniśmy sobie przygotować około ośmiu godzin. Realnie, może się udać zaliczyć całość nawet do godz. 14-15tej.

Po powitaniu i otrzymaniu przepustek odbywa się krótkie zaznajomienie z otoczeniem. Dowiadujemy się, gdzie są toalety, gdzie kantyna i automat z kawą. W pewnym momencie mijamy Michaela o’Leary, szefa wszystkich szefów 🙂

Trzeba przyznać, że choć w budynku niczego nie brakuje, to siedziba europejskiego potentata jest dość skromna, np. w porównaniu z siedzibą Lotu 🙂

rekrutacja_Ryanair
Siedziba zdaje się odzwierciedlać politykę biznesową firmy. Nie robimy niczego na pokaz, nie wydajemy pieniędzy na przepych, a raczej skupiamy się na skutecznym biznesie; fot. chmurki.eu

Później zostajemy odprowadzeni do pokoju konferencyjnego, gdzie przeprowadzona jest krótka prezentacja firmy, warunków ewentualnego zatrudnienia i, co w tym dniu najważniejsze, briefing dotyczący etapu na symulatorze. W tym pokoju spędzimy resztę dnia, wychodząc jedynie do toalety, symulatora czy na rozmowę.

Prezentacja trwa około godziny. Jest nas ośmiu, wszyscy Polacy (de facto jest to rekrutacja do polskiego oddziału RYR, czyli do Buzza). Zostajemy zapytani o nasze doświadczenie lotnicze i stosownie do niego podzieleni na pary. To w tych parach będziemy wchodzić do symulatora.

SIM i rozmowa

Zespół rekrutacyjny składa się z czterech osób. Dwie panie z działu HR oceniające naszą postawę i miękkie umiejętności oraz dwóch doświadczonych kapitanów (TRI) oceniających nas pod kątem technicznym.

Dwie pary przypadają na jednego kapitana – assessora. Trafiam na sympatycznego Brytyjczyka, drugi wydaje się nieco sztywniejszy. Choć jak pokazało doświadczenie, ten bardziej wymagający na symulatorze był jednocześnie bardziej łaskawy w ocenach 🙂

Razem z kolegą Władkiem zostajemy ustawieni jako przedostatnia para wchodząca do SIMa. Zależnie od sytuacji, rozmowa techniczno-HR-owa odbywa się krótko przed lub krótko po sesji na symulatorze.

rekrutacja Ryanair
W tym symulatorze możemy pokazać nasze mocne strony. Maszyna może też obnażyć nasze słabości 😉 fot. chmurki.eu

Mieliśmy sporo czasu, żeby przygotować się do lotu, znaliśmy SIDa, którym polecimy po starcie (Trent 2 November, czyli TNT2N) z lotniska w East Midlands. Zresztą, assessor zapytał nas, czy chcielibyśmy jakiegoś wybrać. Ktoś z nas zaproponował TNT2N i nasz opiekun zgodził się na tę propozycję.

Było też sporo czasu, żeby się postresować oczekiwaniem, gdy inni mogli już działać 🙂 Ostatecznie, po prezentacji ja i mój sim-partner doświadczyliśmy dość długiego oczekiwania. „Zajęli się” nami dopiero około 13tej.

Szczegóły sesji na symulatorze

Standardowo, sesja symulatorowa w Ryanair składa się z następujących elementów:

  • Odlot wg opublikowanej procedury SID.
  • Kilka manewrów (zakręty, wznoszenie, czasami zmiany prędkości) zadanych przez assessora.
  • Scenka imitująca sytuację potencjalnie niebezpieczną/awarię – należy zastosować model PIOSEE, DODAR lub FORDEC + NITS.
  • Powrót na lotnisko startu (najczęściej wektorowanie).
  • Podejście raw data (najcześciej ILS) i lądowanie.
  • W przypadku nieustabilizowanego podejścia, procedura Missed Approach, następnie repozycjonowanie i ponowne podejście do lądowania z krótkiej prostej (będąc już w konfiguracji do lądowania).

Czasami zdarza się zadanie wejścia w holding nad jakimś punktem, słyszałem też o zatrzymaniu na chwilę symulatora i pytaniu: „powiedz, gdzie jesteś względem lotniska/wybranego fixa”.

O autopilocie można zapomnieć. O autothrottle’u również. Cała sesja odbywa się lecąc manualnie. Jedynie do startu mamy włączony Flight Director, po osiągnięciu docelowej wysokości wyłączamy FD i AT, lecimy w pełni manualnie, w oparciu o pomoce radionawigacyjne. Na Navigation Display nie mamy wyświetlonej mapy okolicy jak to bywa w standardowym rejsie.

Cała sesja trwa około 1,5 godziny. Najpierw pełnimy rolę pilota lecącego, następnie monitorującego. Lub odwrotnie 🙂

Jeśli nie znasz tego podziału, zapraszam do tekstu o kursie MCC – to tam nabieramy niezbędnych umiejętności współpracy w załodze wieloosobowej.
MCC – część teoretyczna
MCC – część praktyczna

Zarówno ja, jak i Władek, zrobiliśmy po dwa podejścia – tzn. nie ustrzegliśmy się go arounda. Gdy podejście jest nieustabilizowane, tzn. lecimy zbyt szybko albo zbyt daleko od wymaganej ścieżki podejścia, musimy odejść na drugi krąg. Nie jest to negatywnie oceniane, ale nieco deprymuje lecącego (przynajmniej w mojej opinii).

Największe wpadki jakie popełniłem, pojawiały się przy procedurze go around. Zarówno jako lecący jak i monitorujący byłem nieco „pogubiony”, za samolotem. Myślę że właśnie to plus kilka drobnych błędów, wpłynęło najbardziej na moją ostateczną ocenę.

Rozmowa

Tutaj praktycznie każdy z naszej ósemki wychodził uśmiechnięty i zadowolony. Rozmowa odbywa się w bardzo swobodnej i bardzo sympatycznej atmosferze. Dostałem kilka łatwych (dla mnie) pytań, ale też kilka takich, na które nie znałem odpowiedzi.

Przykład? W rozmowie o silniku samolotu, na którym miałem przyjemność latać (dwusilnikowy Piper Comanche) powiedziałem, że ma silniki Lycoming IO-320. Zapytany o to co znaczą literki I oraz O, nie potrafiłem odpowiedzieć. Assessor (ten sam co na symulatorze) naprowadził mnie na odpowiedź: I oznacza Injected, O to Opposite (chodzi o umiejscowienie cylindrów).

Oprócz tego miałem np. obliczyć w pamięci jaki dystans pokonam lecąc z daną prędkością w danym czasie, opowiedzieć o kilku zjawiskach meteo, poziomach lotu w separacji RVSM. Pytania nie były podchwytliwe czy w jakikolwiek sposób złośliwe.

Moim osobistym spostrzeżeniem, po analizie pytań które otrzymałem ja i koledzy, jest pewna powtarzająca się zasada. Według mnie assessor chce zobaczyć jak reagujemy na pytanie, na które nie znamy odpowiedzi.

To znaczy, zdarza się, że przechodzi od ogółu do szczegółu aż do momentu, w którym nasza wiedza się kończy 🙂 Z tego co wiem, to najmniej opłacalne jest wahanie i dawanie odpowiedzi „yyy… chyba tak”. Lepiej przyznać się do niewiedzy.

Poza pytaniami technicznymi dostajemy kilka HR-owych. Bardzo typowych, np. o to dlaczego uważam, że byłbym dobrym kapitanem. Co wiem o firmie. Dlaczego Boeing „Gamechanger” jest lepszy od wersji 737-800.

Tutaj nie oczekują bardzo technicznej odpowiedzi, raczej „ma większy zasięg, emituje mniej CO2, przez co jest bardziej przyjazny dla środowiska, jest lepszy pod względem ekonomicznym, itp.” będzie oczekiwaną odpowiedzią.

Po zaliczeniu symulatora i rozmowy jesteśmy wolni. Odprowadzają nas do wyjścia, koledzy, którzy latali jako pierwsi skończyli i opuścili HQ już dwie godziny wcześniej. Zostajemy poinstruowani, że informacji o wyniku rekrutacji należy się spodziewać do tygodnia.

Wieczór

Gdy emocje już pomału opadały, umówiliśmy się na tradycyjnego Guinnessa. Ze względu na podobieństwo logotypów lokalnego specjału i Ryanaira (w obu jest harfa), żeby nie kusić losu i nie ryzykować niepowodzenia w rekrutacji, trzeba się tego ciemnego piwka napić.

To fajna okazja, żeby poznać się lepiej i już na luzie, po zrzuceniu garnituru, pogadać o tym co nas spotkało w tym wyjątkowym dniu 🙂

rekrutacja ryanair

Posiedzieliśmy trochę w tradycyjnym irlandzkim pubie z muzyką na żywo. Następnie, rozgrzani Guinnessem, poszliśmy pospacerować po Dublinie. Trzeba przyznać, że miasto jest całkiem przyjemne, zarówno za dnia, jak i wieczorową porą.

Dzień po

Około południa miałem zaplanowany wylot z Dublina. Najpierw przesiadka w Londynie, potem wieczorny lot do Polski. Podczas śniadania w hotelu dostałem drogą mailową wyniki rekrutacji.

Niestety, zostałem oceniony negatywnie. Z naszej ośmioosobowej grupy, trzech kolegów otrzymało zaproszenia na type rating. Piątka, w tym ja, została odrzucona.

W mojej opinii, mocno subiektywnej, oceniłbym się mniej więcej tak:

  • symulator 6/10
  • rozmowa 9/10

Jednak to nie ja byłem oceniającym 🙂

Co ciekawe, w samolocie powrotnym miałem miejsce w pierwszym rzędzie, tuż przed wejściem do kokpitu. Przez ponad dwie godziny patrzyłem na zamknięte drzwi do flight decku. Miejsce zostało przydzielone losowo, ale miało to pewien wymiar symboliczny 🙂

Miałem (i mam do tej pory) wrażenie, że naprawdę niedużo brakło, żebym dostał pozytywną ocenę.

rekrutacja Ryanair
Pancerne drzwi oddzielające mnie od kokpitu Ryanaira 🙂 Jeszcze dzień wcześniej stały otworem, teraz na jakiś czas zostały dla mnie zamknięte; fot. chmurki.eu

Podsumowanie wizyty w Dublinie

Pierwsze co przychodzi mi na myśl: było to naprawdę super doświadczenie! Moja pierwsza rekrutacja do linii lotniczych, więc w pewnym sensie wpływałem na nieznane dotąd wody.

Gdybym mógł cofnąć czas do lipca ubiegłego roku i móc ponownie się przygotować, pewnie bardziej przyłożyłbym się do zapoznania się z symulatorem. Uważam, że to w przypadku Ryanaira najważniejszy etap rekrutacji.

Wykupiłem wprawdzie lot w warszawskim Flyspocie na symulatorze B737, ale wydaje mi się, że mogłem położyć na to większy nacisk, np. zorganizować sobie jeszcze dwie dodatkowe sesje.

Drugą kwestią byłoby wykucie (i to idealne) wszystkich procedur. Nieco to zbagatelizowałem i z pewnością było to przyczyną swoistego pogubienia podczas opisanych wyżej go aroundów.

Tam wszystko dzieje się naprawdę szybko i nie ma czasu na zastanawianie się czy dobrze to robimy. Musimy pewne rzeczy zautomatyzować i działać podświadomie.

Jeśli zastanawiasz się jak wygląda sim-sesja, z pomocą przychodzi wideo przygotowane przez Ryanaira. Znajduje się tutaj Pilot Assessment Preparation Video on Vimeo

Koszty

Trzeba pamiętać, że rekrutacja Ryanair nie jest darmowa 🙂 Samo doświadczenie było dość kosztowne. Cała przygoda wyniosła mnie około czterech tysięcy złotych.

  • Sam udział w rekrutacji jest płatny i kosztował w lipcu 2022 roku 350 euro (plus 60 euro za część online). Przy kursie euro 4,5 zł wychodzi ok. 1845 złotych.
  • Nocleg ze śniadaniem w hotelu Premier Inn to wydatek rzędu 700 złotych. Dublin należy do jednego z droższych miast jeśli chodzi o noclegi. Można znaleźć coś nieco tańszego np. na AirBnb, ale urwiemy być może ok. 200 złotych.
  • Przeloty to kolejne 700 złotych. Wybrałem opcję powrotną z przesiadką w Stansted, bo tak było najtaniej. Obecnie Ryanair pokrywa koszty przelotu, więc chociaż tyle odpada.
  • Przygotowanie na symulatorze w Warszawie po preferencyjnej cenie: 560 złotych.

Razem daje to 3800 złotych, nie wliczając „kieszonkowego” na jedzenie czy Guinessa 🙂

Dublin_Ryanair
Dublin to bardzo przyjemne miasto. Szkoda, że praktycznie jednodniowe zwiedzanie było tak kosztowne 🙂 fot. chmurki.eu

Czy było warto? Według mnie zdecydowanie warto było spróbować… A jakie jest Twoje zdanie? Zapraszam do komentowania 😉

PS Mój sim-partner z rekrutacji, Władek, również został odrzucony. Natomiast jest świeżo po marcowej rekrutacji w Enter Air i będzie latał Boeingiem 737 – gratulacje! 🙂

26 thoughts on “Jak wygląda rekrutacja w Ryanair + case study (część 2/2)

    1. Cześć, dzięki 🙂

      Tak, opiszę jak to wygląda w Wizzie i w Enterze, ale nie obiecuję kiedy 🙂

      Pozdrawiam!

      1. Ostrzę sobie zęby na Entera, bo o nim słyszałem najmniej.
        Przy okazji – aplikowałeś do jakichś linii bardziej czarodziejskich?

        &

        1. Enter ma fajny proces rekrutacji, choć nieco specyficzny ze względu na czas trwania 🙂

          Z czarodziejskich czy też nie:
          – Aer Lingus – z około 4000 kandydatów mieli zatrudnić ok. 100. Niby można było aplikować mając minimalne 200h, ale z tego co słyszałem, to w znacznej mierze zatrudnili pilotów z większym doświadczeniem. Po online assessment dostałem maila z podziękowaniem za udział.
          – Air Dolomiti, Sky Express, LOT, DHL, Eurowings – bez odzewu.

          Pozdrawiam!

          1. Miałem nadzieję na coś w stylu Air Atlanta albo RwandAir 😉
            Chociaż o ile wiem to te obie linie mają dosyć standardowy proces rekrutacji.
            Tak czy siak – fajnie Cię czytać!

            &

          2. Dzięki 🙂 Afryki na razie nie rozważam, ale z tego co widziałem oferty (np. Ethiopian czy Air Senegal), raczej poszukują bardziej doświadczonych pilotów (od 500h wzwyż, częściej 1500h+). Bliżej to składałem właściwie wszędzie gdzie tylko widziałem możliwość. Jednak tych możliwości jakoś wiele nie ma 🙂 Póki co skupię się na pracy instruktora przez ten sezon, a potem będę się zastanawiał co dalej.

            Pozdrawiam!

  1. Dzięki za wpis.
    A jak kwestie językowe podczas rozmów i działań na simie? Chodzi mi o to czy angielski był taki ,,międzynarodowy” czy typowo wyspiarski, trudniejszy do zrozumienia dla kogoś z zewnątrz?

    Kolega Władek, który dostał się do Entera, bardziej doświadczony od Ciebie czy też ,,200 godzinowiec”?
    Będziesz jeszcze aplikował do nich( Enter) w kolejnych rekrutacjach?

    I ostatnia sprawa, która mnie ciekawi.
    Aplikowałeś do Ryana w takim ogólnym naborze i ten system rekrutacji przypisał Cię (was wszystkich z polski) do Buzza, czy to była od początku aplikacja wysłana do Buzz?
    Czy to oznacza, że gdybyś się dostał, to baza byłaby w Polsce?

    Powodzenia. Prędzej czy później znajdzie się miejsce w kokpicie i dla Ciebie. Mam nadzieje, że wtedy nie zapomnisz o blogu 😉

    1. Cześć, dzięki za fajne pytania 🙂

      Jeśli chodzi o angielski, to ja nie miałem z tym problemu – choć był to angielski z lekkimi naleciałościami irlandzkiego akcentu. Myślę, że to kwestia mocno indywidualna (zależna zarówno od kadeta jak też prowadzącego rekrutację), ale też zmienia się w zależności od assessora. Kolega miał instruktora z Sycylii, i z tego co opowiadał, to z nim był większy problem 🙂

      Władek miał pewnie ok. 200h, z tego co kojarzę. Jeśli o mnie chodzi, to zobaczę co będzie. Na razie skupiam się na pracy FI i zobaczymy jak się w tym odnajdę. Co do rekrutacji, nie mam konkretnych planów. Na razie przedawniło mi się uprawnienie ME, co oznacza, że IR/ME mam nieważne (do czasu wznowienia). A IR/ME jest bardzo często potrzebne do aplikowania.

      Aplikowałem do RYR, nie ma osobnej rekrutacji do Buzza. Dopiero na miejscu dowiedziałem się, że wszyscy jesteśmy z Polski i staramy się dostać do Buzza 🙂 Choć akurat tego się spodziewałem 🙂 Gdybym się dostał, to dostałbym jedną z baz Buzza, niekoniecznie w Polsce, ale pewnie gdzieś w okolicach. Natomiast na początku jest jeszcze do zrobienia type rating (najczęściej w Stansted lub East Midlands), a potem line training zanim przydzielą Ci ostateczną bazę. Z lokalizacją bazy na line training bywa różnie, nie wiem jakimi kryteriami się kierują, ale znajomi byli rozstrzeleni – od Alicante, przez Włochy, po Budapeszt 🙂

      Dzięki! Też mam taką nadzieję. Jak powiedział kiedyś chyba Churchill: sukces to przechodzenie od porażki do porażki bez utraty entuzjazmu. Mnie na razie entuzjazmu nie brakuje więc spokojnie czekam na swoje „pięć minut”. Gdybym był parę lat młodszy, to w ogóle bym się nie przejmował, tylko spokojnie czekał 🙂 Blogowanie też sprawia dużo frajdy i raczej zaczynają pojawiać się nowe pomysły na działalność, a nie myśli o jej kończeniu 🙂 Tym bardziej, że zauważam rosnący ruch na stronie i większą liczbę komentarzy, to daje dużo satysfakcji.

      Pozdrawiam!

  2. Hej : )

    Bardzo ciekawe wpisy i widać, że dobrze czujesz się z blogiem.

    Chciałbym się zapytać o TR w RYR – jak to jest?

    Jak już się dostaniesz to musisz płacić te 30k EUR? Czy podpisuje się teraz lojalkę? Śiągają z wypłaty?

    Próbowałem poszukać o tym informacji i najświeższą informację jaką znalazłem to ta: https://www.pilotcareernews.com/ryanair-offers-b737-type-rating-in-return-for-work/
    Pracując przez 3 lata w ich centrum operacyjnym, nie płacisz za TR…

    Do spisania się!

    1. Cześć,
      Dzięki za komentarz 🙂

      Jeśli chodzi o Polaków aplikujących do RYR, w zasadzie z automatu jesteś kierowany do Buzza. A tutaj są obecnie warunki takie: z góry płacisz 6k euro, potem przez kilka lat spłacasz resztę z pensji. W samym RYR płaci się z góry 30k euro. Kwoty netto, więc jak nie jesteś VAT-owcem, trzeba doliczyć parę złotych. Szczegółów nie znam, bo kontraktu nigdy nie widziałem 🙂

      Pozdrawiam!

  3. Cześć,

    super blog. Z niecierpliwością czekam na wpisy dotyczące kolejnych rekrutacji.

    Przyznam jednak, że czytaniu bloga towarzyszą mi mieszane uczucia. Jestem właśnie na etapie podejmowania decyzji o szkoleniu 0-ATPL. Jestem już po 40-tce i planowałem rozpoczęcie szkolenia na przyszły rok. O ile twoje wpisy na tematy lotnicze rozbudzają wyobraźnię i dają wiedzę na temat tego, czy jestem sobie w stanie poradzić ze szkoleniem, o tyle wpisy o rekrutacjach wzbudzają wątpliwości i ostrożność. Cóż, zmiana kariery to nie jest łatwa decyzja 😉 Kredytu na szkolenie nie muszę brać, ale szkoda byłoby wydać spore oszczędności tylko na pasję i nie uzyskać z nich zwrotu…
    Jaka będzie kondycja rynku lotniczego? Pożyjemy zobaczymy.

    Powodzenia w powietrzu!

    1. Dzięki serdeczne 🙂 Wpisy się pojawią, ale chwilkę to zajmie zanim się ukażą 🙂 Mam nadzieję, że będziesz zaglądał 😉 A o takich decyzjach planuję też odrębny artykuł, myślę, że całkiem ciekawy.

      Pozdrawiam!

    2. Nie martw się tak wiekiem, W Niemczech znajomy zrobił ATPL kę w wieku 54 lat, lata w Ameryce Pd.

  4. Ciekawy wpis. Jednak osobiście nigdy nie popsuję sobie miłości do latania pracując jako furman wożący paxów lub towary. W lotnictwie państwowym przekonałem się jak to jest swoje zamiłowanie rozmienić na kasę. Kilka lat temu postawiłem na zarobkowanie w branży która może przynieść dobre zyski i jakoś mi się to udało. Dziś posiadam swój wymarzony samolot i latam tylko i wyłącznie dla przyjemności, nie z przymusu zarobkowania z batem nad tyłkiem w postaci zwolnień czy raportów. Do tego, musze dodać że kilka ładnych godzin nalotu dowódczego w wojsku ULC potraktował jako w zasadzie niebyłe i tylko niewiele skrócił mi godziny szkolenia praktycznego. Konwersja uprawnień to mit, szczególnie po szybkich. Jeśli latać, to tylko dla przyjemności lub prowadzenia interesów.

    1. Cześć,

      Dzięki za komentarz 🙂 Cieszę się, że masz swój samolocik i że się spełniasz w lataniu. I o to w tym wszystkim chodzi. Jeden spełnia się latając małym prywatnym, inny dużym, z pasażerami czy towarem. Nie odbierajmy nikomu tej przyjemności i nie obrażajmy się. Bo jednak porównanie pracy pilota do pracy furmana nie jest tutaj na miejscu.

      Pozdrawiam!

  5. Cześć,

    Jak wyglądały testy w porównaniu do tych z latestpilotjobs.com? Czy na przykład monitoring test (przesuwające się kropki, które trzeba policzyć) był w Twoim odczuciu łatwiejszy/trudniejszy czy taki sam jak na prawdziwym teście?

    Pozdrawiam!

    1. Cześć,

      Były bardzo podobne i dobrze przygotowywały do assessmentu. A co do drobnych różnic – totalnie nie pamiętam czy było łatwiej czy trudniej. Jednak według mnie ma to zupełnie drugorzędne znaczenie, zupełnie się tym nie przejmuj i bardziej skup na przygotowaniu do sima i rozmowy techniczno-HRowej. Powodzonka!

    1. Absolutnie nie. Przerwa taktyczna, ale mam sporo fajnych historii do opisania 🙂 Wrócę do tematu, obiecuję 🙂

  6. Hej, dzięki za wszystkie wpisy i odpowiedzi na komentarze.
    Czy możesz napisać kiedy opiszesz rekrutację w pozostałych liniach?
    Trzymam za Ciebie kciuki!

    1. Cześć,
      Wybacz, gdzieś mi umknął Twój komentarz. Reszta przygód z rekrutacjami i nie tylko czeka na nieco więcej wolnego czasu i nieco natchnienia 🙂 Ale obiecuję, że opiszę 🙂
      Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *