To będzie opowieść o pewnym interesującym miejscu na przedmieściach Warszawy. Flyspot to miejsce inne niż inne 🙂 Co tam robiłem i dlaczego? Dowiesz się poniżej.
CV do potencjalnych pracodawców złożone. Gdzie? Tam, gdzie tylko się dało. Odezwała się póki co jedna firma, Ryanair. Otrzymałem zaproszenie na rekrutację, więc należało się odpowiednio przygotować. O procesie rekrutacji opowiem w odrębnym artykule. Teraz skupię się na Flyspocie. Bo warto…
Pierwsze wrażenie
To miejsce już od wejścia powoduje przyjemne uczucia w brzuszku 🙂
Po lewej kilka stolików, po prawej barek, gdzie można uzupełnić zapasy „paliwa”. Jednak najbardziej przykuwa to co na wprost.
Przeźroczysta tuba, wysoka na kilka metrów. Z tyłu siedzi operator tej „zabawki”. Na ławeczce kilkoro oczekujących na swoją kolej. Ubrani w kombinezony i kaski. W środku dwie osoby, w tym instruktor.
Ta tuba to miejsce, w którym z grawitacją dzieją się różne rzeczy 🙂 Można latać, dosłownie. Nie trzeba nigdzie dolewać Avgasu czy innego paliwa. Nie trzeba też pilnować prędkości rotacji. Wystarczy wejść, przyjąć odpowiednią pozycję i dać się ponieść… Super wrażenie, nawet dla osoby postronnej!
Jednak cel mojej wizyty jest trochę inny. Podążam za kolorową taśmą z napisem „SYMULATOR”. Zaprowadzi mnie ona do pomieszczenia, w którym mamy symulator Boeinga 737.
Jest to urządzenie komercyjne, nie posiada więc certyfikatów, dzięki którym możemy oficjalnie wpisać czas tam spędzony do swojego logbooka. Na tym minusy się kończą 🙂
Kolejny pierwszy raz
Na symulator umówiłem się z Piotrkiem. Z trzech względów:
- Jest pilotem Boeinga 737.
- Niedawno uczestniczył w procesie rekrutacji.
- Jest świetnym człowiekiem, mega pomocnym i pozytywnie nastawionym w zasadzie do wszystkiego!
Standardowo zapewne człowiek obsługujący symulator ma ciut więcej pracy. Tutaj przyszło dwóch gości, którzy konkretnie wiedzą co chcą. To znaczy: jak najlepiej przygotować się do przyszłej rekrutacji.
Pierwszy raz siedziałem w „kokpicie” Boeinga 737. Być może pamiętasz, że MCC oraz JOC robiłem na symulatorze Alsim, który jednak sporo się różni od tego co oferuje sim B737.
Nie skupialiśmy się jednak za bardzo na systemach i poszczególnych funkcjach tychże. Najważniejsze było dla mnie latanie „raw data”, tzn. bez autopilota i bez włączonego flight directora. Czyli kreseczki, za którą można by manualnie podążać sterami.
Na poprzednich kursach nie było zbyt dużo latania „w rękach”, raczej nauka procedur i latanie z autopilotem. Na rekrutacji jednak latanie raw data to podstawa – pokazuje ono umiejętności pilota i potencjalną swobodę z jaką jest w stanie zmieniać położenie maszyny.
Poćwiczyliśmy więc kilka odlotów i lądowań, a także omówiliśmy potencjalne zadania, które mogą się pojawić na rekrutacji. Nie wiem kiedy, trzeba było już kończyć, bo zaplanowana sesja miała trwać dwie godziny i zbliżaliśmy się do jej końca.
Przydatność?
Ktoś powie, że symulator bez certyfikacji lata inaczej. Pewnie będzie miał rację, na certyfikowanym generalnie jest łatwiej. Na full flight simie (takim, gdzie rusza się także Twój fotel) jest jeszcze łatwiej, a w realnym samolocie ponoć najłatwiej.
Taka jest generalna opinia i nie będę z nią dyskutował. Tym bardziej cieszyłem się, że poszło mi w miarę nieźle, skoro potem miało być łatwiej 🙂
Z pewnością na rekrutacji jest dużo łatwiej po takim rozpoznaniu, bo sim we Flyspocie dość dobrze oddaje wrażenia z lotu. Dlatego uważam, że takie doświadczenie było dla mnie niezwykle cenne.
Jedyne co być może bym zmienił (z perspektywy czasu), to dodał jeszcze jedną dwugodzinną sesję, aby poczuć się jeszcze bardziej komfortowo. Cóż, plany planami, a życie życiem 🙂
Podsumowanie
Dla kogo jest Flyspot? Według mnie, dla wszystkich 🙂 Pilot będzie się dobrze bawił zarówno w symulatorze, jak też (a może przede wszystkim?) w tunelu aerodynamicznym. Dzieciakom też na pewno się spodoba.
Jest to świetne miejsce, żeby spędzić w nim trochę czasu, a następnie do niego wracać. Wraz ze wzrostem umiejętności, zapewne wzrośnie też poziom satysfakcji 🙂
Dla mnie szczególnie kuszącą opcją jest pakiet VIP dostępny w sklepiku na stronie. W cenie 999 złotych mamy 3 atrakcje: flyspot (tunel aerodynamiczny), deepspot (nurkowanie na znaczną głębokość) i symulator. Do deepspotu trzeba się wybrać do Mszczonowa, ale z Warszawy to raptem kilkadziesiąt kilometrów drogą ekspresową.
Z tego miejsca chciałbym podziękować Piotrkowi za wyśmienite towarzystwo i Jankowi za pomoc w organizacji sesji we Flyspot.
A całej ekipie Flyspota pogratulować stworzenia tak fajnego miejsca, w którym miłośnik latania i adrenaliny na pewno będzie czuł się bardzo dobrze 🙂